Dlaczego nowe auta wyglądają jak klony?

0

Wchodzisz na parking pod centrum handlowym i masz wrażenie, że przeniosłeś się do motoryzacyjnej wersji „Dnia świstaka”. Tu srebrny SUV, tam czarny crossover, obok grafitowy hatchback z identycznymi reflektorami co… tamten „sedan” pięć miejsc dalej. Nowe samochody? Tak. Nowoczesne? Jasne. Rozpoznawalne? Tylko dla właściciela, i to nie zawsze. Co się stało z różnorodnością? Dlaczego auta z XXI wieku wyglądają, jakby projektował je jeden, przepracowany grafik 3D?

Przepis na współczesne auto: kopiuj – wklej – wygładź

Każdy producent ma dziś swoją „identyfikację stylistyczną”. Problem w tym, że te identyfikacje są do siebie łudząco podobne. Światła LED w kształcie litery C albo Y, agresywny grill „a la Predator”, przetłoczenia jak z origami i wysoko osadzone nadwozie. Nieważne, czy to Ford, Kia, Volkswagen, czy Toyota – schemat jest ten sam: ostre linie, muskularne błotniki, zero ekstrawagancji. Ma być dynamicznie, modnie, bezpiecznie. Ale też… nijako.

Co poszło nie tak?

Po pierwsze – aerodynamika. Kiedyś opływowe auto oznaczało coś wyjątkowego, dziś to obowiązek. Opory powietrza to wróg numer jeden zasięgu, spalania i norm emisji. A że powietrze zachowuje się tak samo dla wszystkich marek, to i auta coraz częściej wyglądają jakby zeszły z tej samej taśmy – tylko logotyp wymieniony.

Po drugie – platformy modułowe. Większość koncernów buduje dziś różne modele na tej samej bazie. SUV, sedan, hatchback – wszystko z tego samego pieca. To taniej, szybciej, wygodniej. Ale to także oznacza pewne ograniczenia dla projektantów. Bo jak stworzyć coś unikalnego, kiedy nie można nawet przesunąć słupka o trzy centymetry w bok?

Po trzecie – gusta. A raczej ich uśrednianie. Kiedyś auto miało charakter – kochałeś je albo nienawidziłeś. Dziś wszystko musi pasować do każdego. I tak powstają samochody poprawne, estetyczne, bezpieczne w odbiorze. A przez to też… do bólu przewidywalne.

Gdzie się podziali wariaci?

Pamiętasz Multiplię? Citroëna C6? Alfa Romeo Brera? A może Nissan Juke pierwszej generacji? To były auta, które dzieliły opinie, ale przynajmniej jakieś opinie budziły. Dziś większość nowości wygląda tak, że trudno się nimi zachwycić, ale jeszcze trudniej je skrytykować. To jak plastikowe sztućce – spełniają swoją funkcję, ale kto by chciał je kolekcjonować?

I tu dochodzimy do smutnej konkluzji – indywidualność przestała być priorytetem. Bo rynek nie premiuje ryzyka. Producent, który stworzy coś zbyt dziwnego, ryzykuje złą sprzedaż, negatywne recenzje i obśmianie w internecie. Więc lepiej zagrać bezpiecznie. A że obok grają dokładnie tak samo? Trudno, przynajmniej nikt się nie wyróżnia na minus.

Światełko w tunelu?

Na szczęście coś się zaczyna dziać. Powraca retro-design (spójrz na nowe Mustangi, Bronco, czy Renault 5), niszowe marki robią swoje (patrz: Alpine, Cupra, Abarth), a świat tuningu coraz śmielej przypomina, że auto to coś więcej niż środek transportu. I choć masówka rządzi salonami, to gdzieś tam pod skórą motoryzacji wciąż tli się duch indywidualizmu.

Więc jeśli masz wrażenie, że wszystkie nowe auta wyglądają tak samo – nie jesteś sam. Ale może to właśnie teraz jest dobry moment, żeby zakochać się w jakimś starym youngtimerze, pokazać światu coś z duszą i powiedzieć głośno: nie chcę kolejnego klona.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj