Zastanawiacie się czasem, co jest prawdziwą przyczyną roztapiających się lodowców, rosnącej średniej temperatury na Ziemi oraz krótkich, ale za to mroźnych zim? Wszystkiemu winni są ekolodzy. Tak, dobrze słyszycie. To ekolodzy są winni bredniom, jakie słyszycie w radio oraz widzicie w telewizji. Bełkot ostatnio przybrał na sile. Zmasowany atak ludzi nastawionych jedynie na kasę.
Według ekologów powinniśmy przestać jeździć samochodami i zaprzestać spożywania mięsa. Wszyscy zacznijmy jeść trawę, trawa jest zdrowa. Za wszystko odpowiada dwutlenek węgla wydobywający się z samochodowych rur wydechowych i pierdzące metanem krowy.
Mało kto w ciągłej gonitwie przystanie na chwile i powie: zaraz, zaraz… co WY mi tu za kit wciskacie? Jakie pierdzące krowy, jakie auta? Przecież naturalnym cyklem ziemskim są wahania temperatury występujące na przestrzeni milionów lat. Czy wiecie, kiedy padł rekord najwyższej temperatury w naszym kraju? Odpowiem Wam – w Prószkowie w województwie Opolskim 29 lipca 1921 roku. Oczywiście nie zapominam o rekordzie dotyczącym najniższej temperatury, jaki zanotowano w Siedlcach w województwie Mazowieckim 11 stycznia 1940 roku. Wówczas również wszystkiemu winien był masowy przemysł? Oczywiście, że nie! Ekolodzy mają to do siebie, że zawsze głośno krzyczą, gdy musza zasilić swoje konta bankowe. Gdy tylko zbliżają się do zera, wychodzą na ulicę i skandują hasła: koniec z produkcją silników V12, koniec z wołowymi sznyclami! Po czym pojawia się jakiś minister i mówi: dajcie numer konta, bo pracować przez was nie możemy! I tak jak szybko pojawiają się ekoterroryści, tak szybko znikają – wracają do jedzenia trawy. Ciekawe, czy ich bąki również są tak szkodliwe jak te od krów? Nie wdawajmy się w szczegóły…
Wychodzi na to, że szybko zmieniający się klimat wcale nie jest wynikiem seryjnie produkowanych samochodów brutalnie roztapiających lodowce. Łaciate krowy również mogą odetchnąć i dalej wcinać zielsko i wydalać z siebie paskudne gazy.
Ostatnie problemy grupy Volkswagena pokazują do czego doprowadzili ekolodzy. Wymusili na rządach poszczególnych państw wprowadzenie tak wyżyłowanych norm emisji spali, że producenci nie mogąc poradzić sobie z ich przestrzeganiem, zaczęli kombinować. Mało kto zdaje sobie sprawę, że obecnie nowe samochody wyposażone w DPF oraz Adblue wypuszczają do atmosfery jedynie azot i parę wodną. Czyli nie mają wpływu na atmosferę. To oczywiście ekologom nie wystarcza. Tak jak marzeniem anorektyków jest zero na wadze, tak dla zielonych terrorystów celem jest całkowite wyeliminowanie samochodów z naszego życia. Problem w tym, że to najwięksi producenci płacąc podatki, zasilają budżety państwa. A ci z kolei przelewają pieniądze na konta trawożerców. I błędne koło się zamyka.
Dlatego nam pozostaje dołączyć do naszego jadłospisu trochę zieleniny, najlepiej w dobrze wysmażonych burgerach i nie pałowanie silnika na zimnym pod blokiem.
Tekst: Marcin Dębowski