Ciągle zmieniający się widok za oknem jest dla nas codziennością związaną z pracą, dlatego nie wyobrażamy sobie innej formy wypoczynku. Po prostu nie możemy usiedzieć na miejscu i jest to nieodłączny element naszego życia. Na co dzień mieszkamy i pracujemy na statku pasażerskim pływającym po kilku z wielu pięknych rzek w Europie. Mirek – kapitan i Danuta – sternik. Kilkanaście metrów kajuty z oknami, za którymi codziennie zmienia się widok. Poznajemy rocznie setki ludzi, a niektórzy z nich po bliższym poznaniu nie żałują opowieści o świecie i podróżach. W końcu znaleźliśmy najwygodniejszy sposób dla nas, aby też mieć coś więcej do opowiadania, niż tylko rzeki.
Trzy lata temu kupiliśmy Żuka na rajd charytatywny Złombol od sympatycznego wrocławianina, który odkupił go w tym samym celu z piaskarni, ale ze względów osobistych musiał go bez żadnych remontów i napraw sprzedać. Znaleźliśmy ogłoszenie i po kilku rozmowach telefonicznych i spotkaniu był nasz. Tak naprawdę myśleliśmy wtedy o czymś małym, kompaktowym takim jak maluch, ale Żuk skradł nasze serce. Obiecaliśmy wtedy sobie, że jak przejedzie z nami 5000km do Hiszpanii i z powrotem, będziemy poważnie w niego wkładać czas i pieniądze.
I nie zawiódł!
W Złombolu wzięliśmy udział już trzy razy i nadal będziemy, bo idea rajdu charytatywnego na taką skalę jest fantastyczna. Taki, lub inny rajd to świetny start dla kogoś, kto ma obawy przez wyruszeniem w daleki świat. Wtedy Hiszpania czy Sycylia wydawały się takie odległe, a dodatkowo odległości były potęgowane niezbyt szybkim pojazdem. W sumie przed pierwszym wyjazdem wraz ze znajomymi postaraliśmy się tylko o wymianę gum w zawieszeniu i wyrzucenie kilku wiader piasku, które uszczelniały dziury w nadwoziu. Fontanny z nadkoli i wodospady z nadszybia dały nam popalić podczas przejazdu przez całe Węgry i Słowenię. Nadszedł czas na blacharkę, nowy lakier, techniczne udogodnienia takie jak skrzynia 5 biegów, dodatkowy bak paliwa, ostatnio duży i wygodny bagażnik, oświetlenie zewnętrzne i wiele innych. Na ostatnie dwa rajdy Złombol wyjechaliśmy sami jako małżeństwo, więc wrzuciliśmy na pakę pełnowymiarową kanapę dwuosobową. Wnętrze cały czas pozostawało dość prowizoryczne, ale wygodne dla naszej dwójki. Nie mieliśmy zbytnio czasu na zrealizowanie pomysłów, a zlecenie komuś odpadało, bo chcieliśmy, aby to było dokładnie tak jak chcemy. Nie trzeba chyba tu opowiadać o satysfakcji z własnoręcznie przeprowadzonych prac. Co za szczęście, że żyjemy w czasach powszechnie dostępnych tutoriali w internecie. Do tego kilka użytecznych numerów telefonów, drobna pomoc specjalistów i właśnie teraz, niecałe trzy tygodnie przed wyjazdem do Andaluzji, budujemy własny dom na kołach z prawdziwego zdarzenia. Kto przerabiał jakiekolwiek auto na kemping wie, że nie jest to tanie przedsięwzięcie. Na szczęście później, podczas podróży wiele kosztów się zwraca. Szybko przeliczyliśmy, że rezygnując z kilku wygodnych noclegów na kempingach, stać nas na zakup ogrzewania postojowego.
Co do samych wrażeń z jazdy Żukiem, przyznać trzeba, że przy silniku diesla jest ich całkiem sporo i mierzone są w decybelach. Do dziś sporo energii pochłania walka o każdy decybel. Wiemy, że idealne wygłuszenie nie jest możliwe (taka uroda tego samochodu), ale każda mata akustyczna, przebudowa układu wydechowego i kawałek wełny mineralnej przybliża nas do strefy komfortu. Na długich dystansach to doceniamy. W końcu to auto stworzone do wożenia warzyw na targ, a nie wariatów po świecie. O komfort musimy zadbać sami. Sama szoferka jest szalenie wygodna i duża. Jest wiele miejsca na dodatkowe półki, kieszonki i wskaźniki. Przesuwane na bok okna, po osiągnięciu odpowiedniej prędkości przez auto, chłodzą nas nienagannie. Gorzej robi się w korku w lecie.
Wyjazd na południe Hiszpanii to nasz pierwszy wyjazd solo, a nie rajd, w którym biorą udział setki samochodów i każdy z nich ma mały warsztat i chętnych do pomocy załogantów. Jedno auto. Bez wsparcia. Ustawiliśmy datę wyjazdu, 7 grudnia, aby nas motywowała i tak naprawdę to jest pierwsza możliwa data, kiedy możemy uciec z pracy. Dłuższy urlop w tym roku wypadł nam w grudniu, więc uciekamy na południe, bo nie lubimy zimna. Nie mamy konkretnego celu, planu. Chcemy przez trzy tygodnie cieszyć się każdym kilometrem drogi i każdym widokiem. Kemping, pustynia, zimno, ciepło, prysznic albo jego brak. Chcemy poznać przypadkowych ludzi, usłyszeć coś ciekawego i prawdziwego o czym nie piszą w przewodnikach. Przejechać obok autostrad i szlaków turystycznych. Na Sycylii wiąże się to z wizytami w małych, popadających w ruinę wioskach, gdzie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie da się znaleźć bankomatu, w którym jest gotówka, a na poboczach między wioskami piętrzą się stare lodówki, pralki i reszta śmieci. To nas nie przeraziło i dzięki temu mieliśmy okazję poznać jak życzliwi i zadowoleni z życia są mieszkańcy, którzy Polskę kojarzą jedynie z Karolem Wojtyłą. Chyba niewielu byłoby w stanie wskazać na mapie kraj nad Wisłą.
Chcemy w przyszłości zrobić serię wyjazdów nie tylko Żukiem, ale też innymi samochodami (samochód daje Ci swobodę, no chyba, że masz konia, to jedź na koniu). Rodzinnym kombi albo czymś kompletnie małym i ekonomicznym. Życie na co dzień jest tak ograniczone. Jesteśmy w jakiś szablonach, tabelkach i szufladkach. Boże!!! Wakacje all inclusive to nic innego jak codzienność, tyle że w innym miejscu. Masz plan dnia i musisz się dostosować tak samo jak w pracy i domu. Dla nas to nie jest odpoczynek. 10 dni wypoczynku w getcie dla turystów w Egipcie to zdecydowanie nie dla nas. Nie mówię, że to złe. Po prostu nie dla nas.
Przez najbliższe kilka lat chcemy zjeździć całą Europę. Właściwie wszędzie jest blisko, a różnorodność krajów, języków, widoków i ludzi daje nieograniczone możliwości. Nie jesteśmy etnografami ani poliglotami. Nie czytamy niezliczonej ilości książek historycznych. Chcemy przeżyć Europę po swojemu i podzielić się tym z innymi. Może uda nam się napisać coś wartościowego albo nagrać serię programów, ale bez wsparcia nie będzie łatwo. Nie mamy nazwiska ani mieszkania, które moglibyśmy sprzedać i wyjechać. Prawda jest taka, że nie boimy się marzyć i najlepszym układem byłoby zarabianie na podróżach, mieć wkład tą dziedzinę życia bez pisania wspomnień z podróży, ale podzielić się czymś wartościowym. Przede wszystkim chcemy wszystko zrobić powoli, przeżywając podróże od początku do końca, a nie przerywać w połowie, bo czas, bo kilometry. Pewnie nie odkryjemy niczego sensacyjnego jak Tony Halik w swojej kilkuletniej wyprawie, w czasie której dorobił się syna, jednak chcemy poznać i zrozumieć trochę lepiej otaczający nas świat samemu, nie z książek i internetu przetworzony i podany gotowy do konsumowania w formie marnej przystawki.
Serdecznie zapraszamy na nasz fanpage, gdzie można śledzić nasze przygotowania do wyjazdu i samą relację z Andaluzji w dniach 7-21 grudnia 2016
https://www.facebook.com/kurskolizyjnyteam/
Kilka technicznych danych:
Żuk
silnik: Andoria 2.4 D
skrzynia: Tczew 5 biegów
zbiornik paliwa 110l dwa
Max prędkość: 115 km/h
średnia przelotowa: 75 km/h
spalanie 10l / 100km
dystans pokonany: ponad 20.000 km