Po co komu te „tjuningi”?

To dość częste pytanie słyszane przez osoby, które znają się choć trochę na motoryzacji, a swoje auta traktują jak relikwie. Ja, tak jak i Ty, Drogi Czytelniku, możemy wcale tego nie rozumieć. Prawdą jest, że każde auto jest na swój sposób wyjątkowe. Ale nie dla wszystkich.

bmw

[emaillocker]Kiedyś obok mnie zatrzymała się dość wysłużona Omega. Wysiadł z niej Pan, lat około 55 (strzelam). Podszedł do mojego auta i zaczął się bacznie przyglądać niskiemu zawieszeniu, braku tzw. ’ japy ’ pomiędzy kołem a nadkolem jak i dużymi felgami z niskim profilem opony. Zapytał ’ Po co? Przecież to niewygodne, przecież to trzęsie, przecież trzeba uważać, zrobisz sobie krzywdę, a jak nie sobie to innym uczestnikom ruchu … ’ i tak dalej,  i tak dalej.

Więc właściwie … po co to komu? To nie Hollywoodzki film, poprzeczka jest zawieszona dużo wyżej. To już nie pasja. To styl życia jaki pokazujemy innym przejeżdżając nawet parę kilometrów z domu do pracy, nieświadomie. Chodzi też o ludzi, z którymi obcujemy i widujemy się na spotkaniach i zlotach. Auta to dodatek, temat przewodni naszych rozmów. Mamy swój świat ponaciąganych opon i obcierających dokładkach zderzaków po nierównościach. Tak właśnie! Niestety, jedni uszanują to, że zwalniasz praktycznie do zera przed przejazdem kolejowym, a mijając Cię uśmiechną się, pokażą kciuk do góry. Drudzy natomiast zaczną trąbić, rzucać wyzwiskami i mową niewerbalną.

Rozwiązanie z sytuacji? Zawsze jakieś istnieje! Zacznijmy może od przekonywania swoich mechaników, że to jego podjazd jest za stromy, a swoich kobiet, że części do auta wcale nie są takie drogie jak myśli a może doczekamy czasów, kiedy wszyscy będziemy dla siebie tolerancyjni … stay tuned !

Tekst: Michał Pawlak
Fot. LowDaily[/emaillocker]